Zimno zaznaczało już swoją obecność na drżących, bezlistnych
gałęziach. Z ust pięciu przemykających w mroku postaci uchodziła para,
świadcząca nie tyle o zmęczeniu, co o rosnącej adrenalinie. Doskonale wiedzieli
dokąd zmierzają i kogo mają spotkać na swojej drodze.
Kilkaset jardów dalej czujnie szli dwaj opatuleni szalikami
mężczyźni. Ich rude czupryny wystawały spod wydzierganych czapek, a
jasnoniebieskie oczy błyszczały w mroku. Choć ostatnio nastroje w Zakonie były
dość grobowe, co jakiś czas mężczyźni zamieniali ze sobą dwa słowa i wymieniali
uśmiechy. Starszy zdołał nawet po raz kolejny pogratulować młodszemu.
- Będę pierwszorzędnym wujkiem, mówię ci. Dzięki mnie ten
twój szkrab będzie machał różdżką zanim zdążysz powiedzieć „mimbulus
mimbletonia.
Drugi już miał mu odpowiedzieć, że da dziecku do ręki
różdżkę dopiero wtedy, gdy będzie pewny, że wydłubie wujowi oko, ale nagle
zesztywniał. Cisza kuła go w uszy, ale nie mógł się wyzbyć wrażenia, że
powietrze zrobiło się jakby cięższe.
-Uważaj! – wrzasnął, odpychając starszego brata i sięgając
po różdżkę, gdy promień czerwonego światła przeciął przestrzeń między
mężczyznami. Gideon podniósł się z ziemi i również sięgnął po broń, a jego
oczom ukazało się pięcioro Śmierciożerców. Jednego z nich znał aż za dobrze.
- Fabian, zbieraj się – mruknął do młodszego brata, ale ten
ani myślał się ulatniać. Jakby w jednej chwili, wszyscy zdecydowali się na
atak. Noc błyszczała złowrogo kolorowymi iskrami, gdy dwóch młodych mężczyzn, dzielnie
stawiło czoła pięcorgu zwolennikom Czarnego Pana. Dwóch śmierciożerców padło,
co tylko rozwścieczyło pozostałych.
-Zdychaj, Prewett! – warknąół w końcu nie kto inny, jak
Antonin Dołohow. Fabian nie zdążył nawet się obejrzeć, a już patrzył w puste
oczy starszego brata. Wrzeszcząc dziko, zaczął miotać w Śmierciożerców
zaklęciami bez opamiętania. To była długa walka. Stanowczo za długa by ją
przegrać. Ale, gdy i Fabian padał bez życia na ziemię przez chwilę wydawało mu
się, że widzi ją.
Może nawet przez
myśl zdążyło mu przemknąć, że sama śmierć nie bolała tak, jak zdrada.